memento
zimą w porze gdy cień się skraca
gdy gwar się wzmaga gdy tętno narasta
gdy szedłem do pracy ktoś czarną robotę
odwalił na peryferiach miasta
ścięto w sadzie płodne sękate jabłonie
czyjeś węźlaste dłonie sięgały po konary
przygięte do ziemi żeby je w ognisku spalić
nie rozpoznam po nich wiosny lata ani jesieni
nie można tak w pośpiechu zapominać
gdy na kikucie jabłoni oparta drabina
jej spaczone szczeble drewno poranione
wołają co zrobiła i co jej zrobiono
zostaje drabina bez sadu bez koszy owoców
nie w jej mocy oskarżać w mojej mocy wybaczać
zostaje drabina i nie w człowieka mocy
powołać nowy sad gdy zawiódł głos proroczy
załóżmy więc podobieństwo ono sens pomieści
z pamięcią jest tak samo jak w pieśni o drabinie
nazbierasz w kosze lecz wszystko poginie
o drzwi oparty szkielet jak dziecko unicestwień